Zaprzyjaźniona z cin-cin Bea tradycyjnie na jesieni urządza Festiwal dyni. Jego poprzednie edycje dostarczały mi wielu niezapomnianych wrażeń smakowo-wizualnych. Dlatego – i w tym roku, koniecznie chciałam wziąć w nim udział. Co się w sieci naszukałam dyniowych przepisów, to moje 😉
Ale znalazłam. Kilka zachomikowałam i w stosownym czasie popełnię. A kilka już popełniłam.
Piękny, zakupiony w sobotę na targu, kawałek dyni spożytkowałam w dwójnasób – piekąc moje stare, znane ciasto dyniowe z orzechami (i lekką modyfikacją)
oraz pozwalając sobie na nieznaną mi wcześniej dyniową ekstrawagancję pod postacią dyni pieczonej.
Oczywiście, wszystko w ramach panującej u mnie dewizy „szybko i prosto”.
I w ramach Festiwalu rzecz jasna 🙂
szczypta suszonej papryczki chilli
szczypta lub dwie soli
odrobina suszonego rozmarynu
oliwa z oliwek
1. Piekarnik nagrzać do 200 stopni.
2. Dużą blachę wyłożyć papierem do pieczenia.
3. Dynię pokroić w poręczne kawałki – odkroić skórę (tego etapu bardzo nie lubię, to ciężka praca – zwłaszcza jeśli dynia jest twarda)i puszysty miąższ. Obrane ze skóry kawałki pokroić w małe, 2 cm sześciany.
4. Dynię wyłożyć na blachę w luźnych odstępach. Skropić oliwą z oliwy, posypać suszonym rozmarynem i solą. 1/3 część dyni posypać chili.
5. Piec w piekarniku 30 (no max. 35 minut) – do chwili, gdy dynia będzie miękka i lekko brązowa na brzegach. Podawać na gorąco.
Co do wrażeń wizualnych – cudo; wrażenia smakowe niemniej zachwycające. Tym razem dla dwójki marudnych i zrzędzących jedzeniowo nastolatków – gratka nie lada.
Uff…