Tak. Potrawy jesienno-zimowe zdecydowanie zmieniają swój charakter.
Smalec domowy
Płat słoniny pokroić w drobną kostkę lub zmielić w maszynce do mięsa.
Właściwie od zawsze – sposobem mojej mamy –słoninę kroiłam. Jednak ostatnim razem – chcąc zaoszczędzić czas – pokrojony płat przepuściłam przez maszynkę. Efekt końcowy niespodziewanie lepszy. Ale nie uprzedzajmy faktów 😉
Obojętnie jakim sposobem 😉 rozdrobnioną słoninę wrzucamy do nieprzywierającego (najlepiej płaskiego) rondla lub garnka. Podlewamy łyżką wody i wytapiamy ogrzewając na małym ogniu. Mieszamy od czasu do czasu. Gdy słonina jest szklista wrzucamy pokrojoną w drobną kostkę 1 cebulkę cukrową i 1 winne jabłko (również obrane i pokrojone w kosteczkę). Smażymy tak długo, aż cebula nabierze jasnozłotego koloru. Redukujemy do 0 źródło ciepła. Na koniec dodajemy majeranek.
Gorący smalec przelewamy do kamionkowego naczynia.
W czasie studzenia można go przemieszać parę razy, aby skwarki nie opadły na dno. Po wystudzeniu przechowujemy w chłodnym i zaciemnionym miejscu.
Smalec przygotowany takim sposobem odznacza się lekko słodkawą nutą (cebulka i jabłko) – mi osobiście bardzo odpowiadająca. Drobne skwarki wzbogacają doznania, nie przeszkadzając zbytnim rozmiarem lub nadmierną twardością. Jednym słowem: „Mielić proszę Państwa – trza słoninę mielić”. A do tego oczywiście obowiązkowy ogóreczek i świeże pieczywko. (Nie wiem dlaczego, ale zawsze rozśmieszały mnie zdrobnienia wkradające się w kuchenne słownictwo.)
U mnie za oknem zimno, dżdżysto i wietrznie więc zabieram się za konsumpcję smalczyku.
Pa!