P I E R N I K.
Przepis zapodała niejaka ewalukas. Piekę go 3 rok z rzędu. Pierwszy raz wyszedł idealnie, w drugim roku niestety nie. Dlaczego? Nie dopiekł się środek, ale zakalcowatą część po prostu wywaliłam (hi hi), pozostawiając ładnie dopieczone boki. Wszystkiemu winien był mój stary piekarnik. W tym roku upiekłam dwa pierniki – sprawdzając zarówno pieczenie z termoobiegiem jak i bez. Skąd takie dziwadła? Bo kupiłam nowy piekarnik i w nim pieczenie jest na razie inne, nie do końca niesprawdzone 😉 Oba pierniki ładnie urosły, ale pieczenie z termoobiegiem skutkowało przypaleniem ciasta. Nie pomogło nawet zmniejszenie temperatury. Niemniej piernik jest tak fantastyczny, że nawet po przypaleniu, czy uzyskaniu zakalca, daje się go uratować! A w Wigilię zjadać się najpyszniejszym ze znanych mi świątecznych ciast.
Tegoroczne pierniki z premedytacją piekłam dwa. I nie tylko po to aby, przetestować piekarnik 😉 Jeden zostawię dla nas; drugi podzielony na sprawiedliwie na pół powędruje do znajomych. Jako prezent.
Kto ciekawy przepisu, niech zajrzy tutaj: Piernik Świąteczny