Jadąc na sesję fotograficzną do Krakowa nie nastawiałam się zbytnio na kulinarne odkrycia. Owszem – zaglądaliśmy na poranną kawę do pobliskich kawiarni, na obiad szukaliśmy zaś miejsca w którym zmieści się przy jednym stole większa ilość osób 🙂 Tylko tyle.
To czego oczekiwałam od Krakowa kryło się w przelotnych ujęciach, niezwyczajnych detalach mijanych kamienic i przypadkowych ludziach, których uwieczniłam na zdjęciach.
TO odkrycie kulinarne dokonało się zupełnym przypadkiem. Mała uliczka z boku Grodzkiej nie specjalnie zachęcała do zagłębiania się w nią. Ale przenikliwe zimno i wiatr spowodowały, że zaczęłam szukać miejsca w którym można się ogrzać. Wzrok przykuły niezwykłe niebieskie drzwi. Jak na Zanzibarze, gdzie jest największe zagęszczenie przepięknych, zabytkowych drzwi.
Ja oglądam niezwykłe drzwi. I robię im zdjęcia.
Te niebieskie, prowadziły do Ukraińskiego smaku. Knajpy z niezwykłym klimatem i świetnym jedzeniem. Trafiliśmy tam na kelnera-gadułę, który potrafił opowiedzieć o każdej z potraw – jej smaku, zaletach, różnicach, przejawiając przy tym zadatki na niezłego showmana 🙂
Może to właśnie kelner stworzył wyjątkowy nastrój, którym knajpa mnie urzekła? Kto wie…