Nie pamiętała, że go ma – a ja – nieświadoma tego, że nigdy nie został przez mamę wypróbowany postanowiłam go wykorzystać. I babeczki upiekłam. Aby jednak oddać prawdę – chęci wystarczyło mi zaledwie na 12 babeczek i … 1 tartę 🙂
Farsz z innej bajki.
Reszta z oryginalnego przepisu.
Masło utrzeć z cukrem i cukrem waniliowym. Ma powstać puszysta masa. Dołożyć szczyptę soli i żółtko, potem mąkę. W trakcie ucierania dolać mleko. Wyrabiać tylko do momentu połączenia się składników. Masę zawinąć w woreczek i zostawić w lodówce – 1h, ale można dłużej. Masa jest przyjemna w dotyku i co ważne – nie klei się.
Wydrylowane wiśnie przekroić na połówki, przełożyć na patelnię, podlać wodą i podsypać cukrem. Podsmażać do otrzymania gęstego i i smacznego soku – 10 może 15 minut. Zestawić z gazu.
W misce utrzeć jajko, żółtka i cukier. W rondelku podgrzać śmietanę niemal do wrzenia, wlać do kogla-mogla cały czas mieszając. Odstawić na bok.
Foremki do babeczek (12 szt) i 1 formę do tarty wykleić ciastem (wałkowałam to na tartę).
Podpiekać 10-15 minut w 180 st.
Następnie nałożyć na podpieczone ciasto same wiśnie – tj. bez sosu!, zalać kremem śmietanowo-jajecznym. Piec następne 30 minut.
Podawać po lekkim przestudzeniu polane sosem z pieczenia wiśni.
Bardzo smaczne – mało słodkie, polecam 🙂