W weekend byliśmy z wizytą w u babć. Niestety pogoda nas nie rozpieszczała – termometr pokazywał 2, w porywach 6 stopni. Po powrocie do domu – pogoda zdecydowanie stała się bardziej przyjazna, ale to wciąż nie jest TO. Przedsmak tego, co za kilka tygodni nastanie, już miałyśmy 🙂 W ferie urokliwie przywitało na wieczne miasto skąpane w wiosennym słońcu. Jak zwykle – pełne turystów. I nieodmiennie zachwycające.
Dzisiaj, na spacerze, szukałam z Julą oznak prawdziwej wiosny i udało nam się wypatrzyć krokusy i przebiśniegi. Wszystko cudnie skąpane w ostrym słońcu. I mimo chłodnego wiatru bardzo się z tego spaceru cieszyłyśmy.
Takie szczęśliwe chwile, zamknięte w bańkach wspomnień.
Zapamiętane.
Moje Carpe diem to również chwile nad filiżanką kawy. Zamykam dłonie wokół porcelanowej kruchości i … czuję chwilę. Rano o poranku albo w południe kiedy bywam już zmęczona, albo wieczorem dla samej radości jej picia.