Hu hu ha, nasza zima zła

Zimy dawniej, zaczynały się 1 listopada. Z przepastnych szaf wyciągano lekko zatęchłe kożuchy i futra i dawajże na groby. Pamiętam trzaskający mróz i przenikliwe zimno dopadające nogi, bo kozaki były – jabkby to ująć – nie dostosowane do realiów. O termicznych membranach nikt nie słyszał. Zakładało się przaśne skarpety, dziergane przez babcie na drutach, które ciepła dawały niewiele. Obecnie zim nie bywa, albo raczej ubywa. Z roku na rok.

W przeddzień sylwestrowej zabawy w nocy nagle się oziębiło i poranek obudził się z lekkim minusem.
I zrobiło się malowniczo, fotograficznie.
 

A Nigelli dziękuję za dwa przepisy, które w tym roku ubogaciły nasze bożonarodzeniowe menu.
Poniżej  bardzo czerwona żurawinowa galareta do mojego żurawinowo-pistacjowego pasztetu 🙂

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *