W niedzielę 20.02.2022 umarła nasza kolejna, równie ukochana świnka morska – Plamka. W porównaniu do pierwszej, jaką była Pou-pou, Plamcia charakteryzowała się spokojnym, zrównoważonym charakterem. Pamietam, jak ją kupiliśmy – maluśką, trzymiesięczną zaledwie – po to, żeby Pou-pou nie była sama (bo świnki to zwierzęta stadne, nie mogą być samotne). W Szwajcarii podlega to nawet ustawowym obostrzeniom i sprzedaje się świnki w dwupakach. O czym dowiedzieliśmy się zupełnie przypadkiem. Tak więc Plamka pojawiła się w naszym domu w wyniku całkowicie przemyślanej decyzji. Była taka malutka w porównaniu z Pou-pou, o lśniącym i gładkim i krótkim oraz nadzwyczaj przyjemnym w dotyku, futerku. Trzy, zupełnie byle jak dobrane przez naturę, kolory nie przysparzały jej uroku. Kiedy patrzyło się na obie – malutka trzy-kolorka nie wyróżniała się niczym szczególnym. Przyniosła nam za to w darze – ze sklepu zoologicznego – wszoły, z którymi dość długo walczyliśmy.
Lubiła jabłka i marchewki i nie wybrzydzała na jedzenie tak, jak potrafiła to robić Pou-pou. Była początkowo jej dzieckiem, potem towarzyszką życia – stoicko znoszącym humory szalonego Połposia. A kiedy Pou-pou odeszła, Plamcia powitała kolejną świnkę morską w sposób, który całkowicie i bez reszty oddał jej moje serce – buziaczkami i spokojem.
Potrafiła rozciągnąć się do śmiesznego szczuro-jamnika. Uczuliła się na kolorową szarpaną bawełnę, jaką można kupić w zoologicznym, by w klatce świnki stąpały po mięciuchnej – puchowej warstewce. Więc używalismy tylko psich podkładów, by nie cierpiała i nie drapała się. Lubiła kąpiel w ciepłej wodzie i nie uciekała w popłochu, gdy brało się ją z klatki – do ręki. Znosiła humorki Pestki, takie jak wyrywanie jedzenia albo spychanie z hamaku…
Nie umiała nauczyć się korzystać ze świnkowej kuwety…. a mimo to, w tym obecnym (choć już zaprzeszłym) dwupaku Plamka była moją ulubienicą. W ostatnim tygodniu codziennie brałam ją na kolana i karmiłam jarmużem. Bodajże w czwartek, wydawało mi się, że jej futerko jest jakieś takie zapadnięte i niesprężyste, ale jadła ze smakiem i quiczała, więc przez mgnienie myśl niepokojąca pojawiła się i zaraz uciekła. Może weterynarz poradziłby coś na to. A może nie… nie wiem nie wiem nie wiem…
Nie znajduję słów, by wyrazić mój smutek, żal.
W moim sercu jest taki zakątek, który należy tylko do Plamki. ;(
Piękna Plamciu, o dobrym serduszku, śpij…
Wczoraj, twoje lodowate, zimne ciałko włożyłam do niewielkiego, kartonowego pudełeczka. Twoje imię i datę pożegnania wypisałam fioletowym pisakiem na wieczku, przy zalewających oczy strugach łez. Włożyłam Cię tam delikatnie, otrzepując zimne łapki i zapadnięte futerko, z kilkoma szyszkami z powalonej w wichurze sosny z mojej ukochanej Kotliny.
Może szumieć będziesz kiedyś w liściach drzewa, które na prochach wyrośnie? Ponoć jest taki projekt, by i z człowieka urosło drzewo. Lepsze drzewo niż marmur – niech drzewo rośnie, rośnie. Jednak zanim to nastąpi – za mostem, który właśnie przekroczyłaś i tęczą, jest łąka, na której czeka Pou-pou i tysiące smacznych, zielonych listków traw i ziół.
Plamciu …💗💕
Miłosierny Bóg nie mógł być u zarania wszechświata tak okrutny, by nie nie istniał żaden plan, w którym ukochane zwierzęta nie spotkają się z nami po drugiej stronie. Bo plan taki musi istnieć, prawda?
Do zobaczenia zatem Plamciu na zielonych pastwiskach, za mostem i tęczą. Pewnego dnia się tam spotkamy.
To nie jest już mój / Twój świat.