Na językach czyli trauma emigracji

(травма эмиграции)

Znajoma poczyniła wpis na jedynym słusznym prostaku społecznościowym. Poczyniła w kontekście problemów komunikacyjnych związanych z nieznajomością języka kraju do jakiego się przeprowadziła. Czytam więc sobie ten post o poranku obślizgłym od mgły – zawieszonej nad ziemią i przy filiżance czarnej kawy i doznaję olśnienia. Nie tylko dlatego, że emocje jakie wyraziła są mi bliskie, ale i dlatego, że w życiu przeprowadzałam się wielokrotnie. Z bagażem (!) dobrych i złych doświadczeń. Jednak zawsze z nadzieją. Zmiany są bowiem potrzebne, choć niewątpliwie się ich boimy.

A ja? Cóż … podróżuję przez życie с узлами, багажом, чемоданами których nijak nie umiem się pozbyć.

Kod środowiska

Każde środowisko ma swój kod, język jakim się posługuje. I albo w to trafimy, albo po prostu – będzie nam źle. Jak w za ciasnych butach, pojawią się najpierw zaczerwienienia, potem pęcherze, a jeśli nic z tym nie zrobimy – na końcu rany. Rany na duszy bolą najbardziej. Tania pięknie to ujęła pisząc, że węzeł jej duszy wreszcie, powoli się rozsupłuje. A bezradność, jakiej doświadczała kiedy weszła w nowe środowisko (językowe), nie rozumiejąc „gówna” (tu: hiszpański) powodowała, że czuła się jak wyrzutek. Co najmniej kilkukrotnie, gdyż doświadczenie z Barcelony było powtarzalne. I bardzo, bardzo trudne.

U mnie „napięcie duszy” (lub raczej węzeł duszy, co wynika z rosyjskojęzycznej wersji postu Tani) jest związane z bardzo wysokim poziomem empatii, bo dostrzegam podprogowe sygnały. Te dobre i złe. Kompletny wachlarz ludzkich zachowań – od zaciekawienia, sympatii, poprzez niechęć i zazdrość, aż do nienawiści. Ja je po prostu czuję. I niestety, nie ma cudownego guzika, który mógłby ten odbiór wyłączyć. Węzeł rozsupłać.

Trauma emigracji

W kontekście wpisu Tani, również doświadczyłam traumy emigracji. W dzieciństwie fundowano mi wielokrotne przeprowadzki, co jednoznacznie łączyło się z wejściem w nowe środowisko; mówiące własnym, choć nadal polskim, językiem. Rozumiem więc to, o czym Tania pisze doskonale. I przekładam na więcej. Język środowiska to nie tylko ten artykułowany aparatem mowy (polski, rosyjski, angielski, hiszpański etc.), ale i ledwie wyczuwalny kod podobnych zachowań, przyjętych norm czy sposobu wyrażania (się). Przez 23 lat żyłam zawodowo otoczona matematykami i informatykami. Przez ostatnie 3 lata otaczają mnie pedagodzy. Uwierzcie mi, to dwa różne światy, galaktyki odległe od siebie o lata świetlne.

Młoda dziewczyna doświadcza traumy, bo ktoś usunął ja z fb (przypadkiem, celowo?). Odpowiada jedynym znanym sobie językiem – zmieniając zachowanie. Niestety, dzieje się to także w sferze zawodowej i … przestaje być różowo. Język ciała. Mimika twarzy. Słowa… te rzucone mimochodem (nie rzucane wcale) mówią najwięcej. Albo powtarzalna retoryka. Kiedy nagle jej brakuje (lub się pojawia) wyjaśnienie jest tylko jedno – coś się musiało zmienić. Na scenie stoją teraz obie; każda doświadcza swoistej traumatyzacji.

Dla mnie to różnica pokoleniowa, bo w sumie fb mógłby nie istnieć. A to, że ktoś chce mnie w nim usunąć z grona znajomych lub nie chce do nich dodać? Wprost rewelacja i niech spada na drzewo. Jednak dla pokolenia dzisiejszych nastolatków, 20 a nawet 30-latków fb to cały świat. Okno na świat i język komunikacji, nierzadko prowadzący do depresji, traumy, a nawet samobójstw.

Na językach.

To potoczne określenie gdy o jakiejś osobie się rozmawia, najczęściej obgaduje ją. Prostak społecznościowy, przekleństwo czasów współczesnych. Niewątpliwie potrafimy jako gatunek być okrutni. Narzędzia komunikacji (werbalne i pozawerbalne) służące do propagandy i znęcania się opanowaliśmy do perfekcji. Posługujemy się nimi tak w życiu prywatnym, jak i zawodowym oraz w portalach społecznościowy, komentarzach do artykułów, oceny produktów, lekarzy, polityków… Im bardziej można być przy tym anonimowym (np. obgadywać za plecami lub ukrywać tożsamość w sieci) tym lepiej.

Tyle, że to nie jest mój świat. Nie postępuję w ten sposób i nie akceptuję zachowań aspołecznych, uderzających w ludzką godność i poczucie wartości np. dyskryminację, mobbing, kolesiostwo w walce o tron, czy wreszcie – nepotyzm.

Moja trauma emigracji trwa. Nie dlatego, że nie poznałam języka środowiska, tylko dlatego iż go – po prostu – nie akceptuję.

Może jestem jak kot, co chodzi ścieżkami własnych wartości?
Taniu – za twój wpis na fb dziękuję.



Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *