Pisałam już, że robię wyłącznie bigos wegetariański.
Niestety większość rodziny (babcie, ciotki, tudzież znajomi których do rodziny nie zaliczam ale koniecznie należy ich tutaj wymienić ) przygotowują bigos w sposób tradycyjny, często nas nim częstując lub co gorsza 😉 obdarowując.
Ponieważ tak przywykliśmy do bigosu bez mięsa, który robię – bigosowe prezenty wprawiają nas nieodmiennie w lekkie zakłopotanie. Nie chcąc jednakże robić nikomu – zwłaszcza babciom przykrości, przyjmujemy je.
W czasach studenckich wpadłam na pomysł udoskonalenia smaku takiego właśnie babcinego bigosu i od tamtej pory chętnie z tego pomysłu korzystam. Ostatnio mąż przypomniał mi o nim, będąc obdarowanym przez babcię Irenkę wielgaśnym słoikiem tradycyjnego, mięsnego bigosu.
Cóż niezwykłego kryje się w moim sposobie?
Właściwie nic. Ale z prostych dodatków wyczarowuję zupełnie odmienne danie.
A bigos tak doprawiony nabiera lekkości, wyrazistości i przestaje być typowym bigosem.
Obawiam się, że zabrnęłam w ten bigos za daleko aby nie podać szczegółów 😉
Na litrowy słoik bigosu potrzebne są:
1 pomidor
1 ząbek czosnku
kawałek żółtego sera (5-10 dkg)
2 łyżki masła
Pomidor i ser kroimy w kostkę o boku mniej więcej 2 cm. Ząbek czosnku (po obraniu z łupinki) – w jak najdrobniejsze plasterki. Do podgrzanego na patelni na maśle bigosu dorzucamy przygotowane uprzednio składniki. Mieszamy co jakiś czas do rozpuszczenia się sera.