Gdzie zima może wyglądać piękniej? Gdzie spotkać śnieg, który po prostu jest?
Jako dziecko pamiętam bardzo mroźne zimy zaczynające się już w okolicach listopada. Wręcz niewyobrażalne było Boże Narodzenie bez śniegu. Wszechobecna biel, klimat najpiękniejszych w roku świąt, trzaskający mróz. To wszystko sprawiało, że człowiek marzył o ciepłej herbacie, zakopaniu w domowe pielesze, dobrej książce albo ciekawej rozmowie z bliskimi. Od kilkunastu lat prawdziwych zim w Polsce nie bywa, albo bywają wyłącznie w regionach odwiedzanych przeze mnie podczas ferii. Warszawa, gdzie mieszkam, do takich miejsc z pewnością nie należy. Tu śnieg pada w porywach dwu – trzy tygodniowych. I tyle. A kiedy już pada – radość jest dla dzieci przeogromna. Wykorzystują każdy dostępny skrawek wzniesienia, aby poszaleć na sankach, ulepić bałwana.
Dzieciństwo bez śniegu to jak kałuża, do której nie można wejść 🙂
I dlatego – przez te wspomnienia, tęsknię czasami za śnieżną i mroźną zimą, za feriami podczas których lodowisko wylewano na szkolnym boisku,
albo można było ślizgać się na stawie w parku.
Niezmiernie ucieszyłam się więc na wieść, że spędzę tydzień na służbowym wyjeździe w Finlandii.
Finlandii kojarzącej się przede wszystkim z Laponią, zorzą polarną i sauną. Tak, wiem to bardzo płytkie i stereotypowe.
I oczywiście krzywdzące. Niemniej takie właśnie wyobrażenie tkwi w głowach sporej części Polaków. Czyż nie?
No więc, jak powiedział Cezar w zamierzchłych czasach, przybyłam, zobaczyłam i … zachwyciłam się.
Krajem, ludźmi, surową historią, pięknem natury.
Była i sauna i śnieg, na który wybiega się z rozkoszą. Eh, takie cudowne, szczęśliwe chwile.
Jeśli macie ochotę – zajrzyjcie wraz ze mną za zasłonę przeszłości.