A było tak: najmodniesza burgerownia w Sztokholmie – obowiązkowa kolejka. Stoimy w strugach deszczu, przed wejściem – na zimnie, przy zacinającym, północnym wietrze… Czy warto było.?
Tak zdecydowanie. W środku cieplutko, przytulnie. Szybka obsługa, parujące – świeże hamburgery, podane w koszyczku z frytkami. Do tego organiczna herbata, i ciepłe mleko dla dzieci.
Wokół nas tłum, luźne rozmowy, przerywane zagłębieniem się w smakowite kąski hamburgerowych buł.
Na blacie ciekawie wydana książka o początkach lokalu i wiele przepisow – niestety po szwedzku, w dodatku w cenie 200 ichnieszych koron. Jak dla mnie – za droga i w dodatku w języku nieznanym. Niemniej, są tam zdjęcia.Te urzekają, porywają. Zachłannie wertuję publikacje, strona po stronie. Myślę ” Ktoś, kto niewątpliwie ma fotograficzne oko, je zrobił”. Przemawiają, nie trzeba znać szwedzkiego, by się zachwycić, zrozumieć. Ja więc się zachwycam, żałuję jednak 200 koron 😉 No więc tak, na zawsze – w pamięci ten chłodny, majowy wtorek pozostanie.
Flippin’ Burgers
Tak zdecydowanie. W środku cieplutko, przytulnie. Szybka obsługa, parujące – świeże hamburgery, podane w koszyczku z frytkami. Do tego organiczna herbata, i ciepłe mleko dla dzieci.
Wokół nas tłum, luźne rozmowy, przerywane zagłębieniem się w smakowite kąski hamburgerowych buł.
Na blacie ciekawie wydana książka o początkach lokalu i wiele przepisow – niestety po szwedzku, w dodatku w cenie 200 ichnieszych koron. Jak dla mnie – za droga i w dodatku w języku nieznanym. Niemniej, są tam zdjęcia.Te urzekają, porywają. Zachłannie wertuję publikacje, strona po stronie. Myślę ” Ktoś, kto niewątpliwie ma fotograficzne oko, je zrobił”. Przemawiają, nie trzeba znać szwedzkiego, by się zachwycić, zrozumieć. Ja więc się zachwycam, żałuję jednak 200 koron 😉 No więc tak, na zawsze – w pamięci ten chłodny, majowy wtorek pozostanie.
Flippin’ Burgers