Zwiedzając w czasie majówki sztokholmski Skansen, podziwiam sceny żywcem przeniesione z obrazów Bruegel’a.
Kto bardziej odważny (obowiązkowo nastolatki) – próbował sił na szczudłach.
A Julcia popychała kółko patykiem i skakała w worku.
Potem przytrafia mi się nie lada gratka, zaglądając do jednego z domów – odkrywam kipiące w nim życie, i … gorące placki – do jedzenia. Z ciekawością obserwuję toczący się proces wypieku. Jednocześnie, przypominam sobie moją babcię, która mieszkając na wsi, wypiekła podobne placki – tyle, że podłużne i najczęściej będące pozostałością ciasta z wyrobu makaronu. My dzieci, ustawialiśmy się po nie w kolejce. Placki parzyły palce, były lekko brudne od płyty z tradycyjnego pieca i … doskonałe.
Tutaj, w Skansenie również ustawia się kolejka chętnych, a gorące placki trafiają w ręce szwedzkich dzieci. I nasze. Rzecz jasna 🙂
Zwróćcie uwagę na kształt wypukłości na walkach 🙂
A tu – tradycyjne stroje z epoki (XVI wiek) plus piękna muzyka.