Pokochałam je wiele lat temu. Najczęściej jadane podczas wakacyjnych wędrówek gdzieś nad turkusowymi wodami Adriatyku. A zimą – w Brukselii. Ostatnimi laty, można je kosztować także w polskich restauracjach (choć obowiązują określone dni na świeże dostawy). Kiedyś dzieciaki wyłowiły mi piękne okazy i zajadaliśmy się nimi ugotowanymi w białym winie z pietruszką i czosnkiem.
Najwięcej zabawy jest oczywiście z ich oczyszczeniem. Jeśli macie ochotę na sos (np. winno-pietruszkowo-czosnkowy) zabawa trwa nieco dłużej.
Podczas warsztatów kulinarnych w Walencji (Hiszpania), nauczono mnie gotować mule w sposób najprostszy – we własnej parze. Wychodzą po tej obróbce cudowne, świeże, soczyste. Oczywiście pod warunkiem, że podamy je zaraz po przygotowaniu, z cząstkami soczystej cytryny. No i jeszcze jedna ważna informacja – jadamy je rękami!