Walencja oczami całkiem przypadkowego turysty
Central Market (Mercado Central)
Dla mnie – numer 1 wszystkich miejscowych atrakcji. Niezapomniane targowisko, a także centrum spotkań, pogaduszek i zakupów. Oczy nie nadążają podziwiać bogactwa sprzedawanych dóbr (przypraw, oliwek, serów, mięsa, warzyw, owoców morza i wielu, wielu innych miejscowych produktów żywnościowych). Walencja słynie z uprawy pomarańczy (boskie) i truskawek (przepyszne). No i koniecznie trzeba poznać smak lokalnego napoju orxata (hiszp. horchata).
Oceanografic
Niestety, nie będę się rozwodzić, bo osobiście nie pochwalam idei delfinarium. Ale .. wszystkie dzieci obecne na pokazie z delfinami były zachwycone. Warto za to popodziwiać architekturę budynków.
Valencia Cathedral
Przepiękna, monumentalna Katedra z oszałamiającą Kaplicą Świętego Kielicha, usytuowaną po prawej stronie od głównego wejścia. W Kaplicy na kolana rzuca surowość ścian i bogactwo detali ozdabiających sklepienie. Integralną częścią Katedry jest dzwonnica Miguelete, na którą niewątpliwie warto się wspiąć. Wstęp do Katedry jest płatny, ale ja weszłam w wieczornej porze na mszę zupełnie za darmo. Wnętrz Wam nie pokaże – warto pokusić się o samodzielna wyprawę 😉
Fallas Museum
Historia sama w sobie. Kto nie słyszał o Fallas (czyt. fajas), niech raczej nie wybiera się do muzeum, gdyż poza samymi figurami, które notabene na mnie wywarły ogromne wrażenie, nie pojmie idei przyświecającej temu niezwykłemu wydarzeniu.
Fallas de Valencia to wielkie weneckie święto o charakterze festiwalu odbywające się co roku w marcu. To coś leciutko pomiędzy naszą marzanną (pożegnanie zimy), a festiwalem satyry. Najważniejsze są tu rzeźby, które powstają w pracowniach miejscowych artystów plastyków. Monumentalne rozmiary instalacji często uniemożliwiają podziwianie końcowego efektu przed ukończeniem pracy. Całość widzimy i podziwiamy dopiero w fazie montowania rzeźb na ulicach.
Fallas są ogromne, kolorowe i mają jeden cel: są satyrycznym odbiciem opinii ich twórców na tematy współczesne, mogą to być np. karykatury znanych osób, albo cech osobowych. Zresztą cechy te bywają na prawdę świetnie oddane. W trakcie ich wykonywania (najczęściej jest to roczna praca – trwająca od festiwalu do festiwalu) tzw. fallery i fallerzy zakładają swoje tradycyjne stroje – w tym obowiązkową, kraciastą chustę na głowę, która towarzyszy im w pracy nad powstającym obiektem. W trakcie festiwalu dokonuje się wyboru jednej – najładniejszej, która zostaje ocalona od spalenia i przekazana do muzeum. Podczas festiwalu wybiera się także Królową (Las Falleras Mayores), spośród kandydatek, które prezentują się w pięknych, tradycyjnych sukniach – bogato zdobionych koronką. 19 marca w nocy falle zostają spalone. Płonąc tworzą niezapomniane widowisko.
ps. Moja fallas , choć wykonana pod okiem profesjonalnej artystki, była nieco w innym standardzie 😉
Jedzenie:
Wśród najbardziej znanych potraw Walencji króluje paella. W niej najważniejszy jest ryż np. bardzo popularny negre arroz (gotowany z atramentem kałamarnicy). Na drugim miejscu postawiłabym na rodzime odmiany fasoli, królika oraz przyprawy w tym – wędzoną paprykę! (smoked paprika), w Polsce niemal nieznaną. W ogóle, rodzima kuchnia jest odbiciem różnorodności produktów w regionie. Oczu nie mogłam nacieszyć zwiedzając wspomniane wyżej Mercado Central. Nauczyłam się też przyrządzać słynną paella valenciana, pod okiem włoskiego mistrza kuchni.